Miejsce przeżyć...

Miejsce przeżyć...

niedziela, 30 listopada 2014

"Wróć do domu " I fragment

"Wróć do domu" fragment/ fotografia - Jeanloup Sieff Chciała spojrzeć na godzinę, na swoim telefonie komórkowym, ale wrzuciła go, do którejś z bocznych kieszeni swojej torby. Zaczęła go nerwowo szukać, bo pomyślała sobie, że gdyby był tutaj zasięg to może zdołałaby połączyć się z Górskim Pogotowiem Ratunkowym, z kimkolwiek kto mógłby jej pomóc w tej beznadziejnej sytuacji. Wciąż nerwowo szukała telefonu. Miała mocno zmarzniete dłonie. Jest ! Ale sznurek, na którym był on zawieszony zaczepił się o zamek, zaczeła go nerwowo szarpać. Szlak ! Sztywne palce utrudniały każdy ruch, poczuła się słabo i ciemne kółka pojawiły się jej przed oczami, odetchnęła głęboko próbując wziąść się w garść. Chciała odgonić te dziwne plamy przed oczami, tak jak odgania się muchę lub komara. Czy miała mroczki, a może jej się tylko tak wydawało ? Machneła ręką tuż przed twarzą, coś było nie tak. Deszcz padał już coraz bardziej, czuła go na swojej twarzy, plecach, mokre palce przesuwały się po zamku próbując uwolnić bawełniany sznurek. Żałowała, że nie ma kapoka, foliowego płaszcza, który ochroniłby ją przez moknięciem. Plecak zrobił się zbyt ciężki , a właściwie to od jakiegoś czasu jakby go już nie czuła. Nie czuła już tego zimna, czuła i nie czuła, trudno było powiedzieć, zaczynało jej być wszystko jedno. Robiła się senna i bardzo mocno zmęczona. Przechyliła do przodu głowę, stopy ślizgały się po mokrych deskach, torba opadła na pomost, tuż koło jej stóp, obezwładniający ciężar plecaka przygniatał ją do przodu i szybko straciła równowagę. Poczuła nieznośny ból w okolicy skroni i smak krwi na ustach i dziwnie śliskie zimno desek na swoim policzku. Ucisk i ból twarzy był nie dozniesienia. Poczuła, że znów zapada się w mrok, tak jak wtedy tamtego dnia. Deszcz rozpadał się na dobre. Obrazy przesuwały się w jej głowie. Jeden za drugim. Sekunda po sekudzie. Klatka po klatce. Czy tak się właśnie umiera ? Właśnie zbiegała z górki z grupą dzieciaków z podwórka , w ręku trzymała żeton. Karuzela łańcuchowa, do której biegli była prawie pusta, ale i tak pędzili jak zwariowani. Na łeb i na szyję ! Kto pierwszy ten lepszy ! Wbiegła na wąskie, drewniane schodki, jeszcze tylko kilka kroków i będzie na krzesełku. Jak zwykle dobierali się w pary skręcając z sobą wszystkie łańcuchy, czekali w napięciu, aż karuzela ruszy. Była tak podeskscytowana, że nie poczuła pierwszych kropli deszczu. Karuzela unosiła się powoli, zaczeli wspinać się w górę. I wyżej, coraz wyżej. Świat z góry wydał sie taki mały, można go było chwycić jedną ręką i zrobić z nim co się chce. Ludzie, ludziki nie stali w miejscu, ale kręcili się wokół własnej osi , piękny świat wirował wokół niej. Deszcz padał coraz mocniej, maleńkie krople jak igły przeszywały jej chude ciało, to był dziwny ból. Nagle niebo zrobiło się ciemne, karuzela nie przestawała się kręcić. Zamknęła oczy, ogarnął ją mroczny sen. W korytarzu było ciemno, ale znała go na pamięć, dotknęła ręką zimnej ściany i poszukała kontaktu, po chwili ciemny korytarz oświetliła wisząca pod sufitem goła żarówka. Pomyślała, że może zamówi taksówkę, zbierało się na deszcz, więc sięgła do kieszeni po telefon komórkowy. Poczuła ogromny niepokój i strach , znała to miejsce na pamięć, ale teraz ten korytarz wydawał jej się dziwnie obcy. Niepewnie weszła na półpiętro, nogi zrobiły jej się jak z waty, nerwowo oblizała językiem wargę, znów zaschło jej w ustach. No dalej, do przodu. Idż ! Podeszła niepewnie do drzwi, były otwarte na całą szerokość. Nie możesz pokazać mu, że się go boisz. Nie możesz ! Próbowała podtrzymać się na duchu, zadzwoniła dzwonkiem. Chore, przecież to jest twoje mieszkanie, twój rodzinny dom, a ty dzwonisz dzwonkiem ! Jesteś żałosna, ganiła się w duchu. Wyszedł na korytarz, przedpokój łączący kuchnię i ten duży pokój, który był kiedyś ich . Mężczyzna był bardzo wysoki i mocno zbudowany, jasne włosy, miał orli nos, na jego twarzy rysowało się napięcie. Znała go już na tyle dobrze, że wiedziała, że za chwilę może wybuchnąć, a wtedy nic tu po niej. Wiedziała, że musi się jak najszybciej stąd wynieść. Andrzej nerwowo rzucił jej pod stopy szarą , szmacianą torbę. Zabieraj szmato swoje łachy ! - powiedział. Za torbą w jej kierunku powedrowały spódnice, bluzki, rajstopy, książki, stare zdjęcia, kilka par butów, płaszcz, jesienna kurtka, korale i bransoletki, płyty w kolorowych pudełkach. Nie chcemy ciebie tutaj ! - syczał. Ona zbierała na kolanach nerwowo swoje rzeczy pakując je niezgrabnie do torby. Szmata ! Szmata ! Zacisnęła usta, nie nie może się rozpłakać. Nie, nie w tej chwili, przecież nie może pokazać jemu swojej słabości, mimo to jednak wyrzuciła z siebie. Gdzie Michaś ? Nie ma ! Gdzie Michaś ? Czemu go nie słychać ? Pokaż mi go .... Zabieraj łachy i wont ! Proszę... chcę zobaczyć moje dziecko.... Nigdy już go nie zobaczysz ! Rozumiesz ?? Nigdy !!! - zaczynał zbliżać się do niej, wiedziała co to może oznaczać, chwyciła szybko torbę wycofując się z mieszkania zaczeła zbigać po schodach. Na dworze było już ciemno, rozejrzała się dookoła. Gdzie ta cholerna taksówka ? Nagle za plecami usłyszała jego kroki. Dokąd to ? Dokąd idziesz ? - zapytał. - Nie twój interes. Jasne, dziecko też cię nie interesuje, pożałujesz jeszcze tego. Zobaczysz !- poczuła z tyłu mocne szarpnięcie, próbował wyrwać jej z ręki torbę. Przestań ! - krzyknęła, wciąż nerwowo rozglądając się za taksówką. Przecież powinna już tu być. Co ? Kochanek ci uciekł ? Nie ma go ?? - wciąż z niej kpił. Nie twoja sprawa - nagle poczuła mocne uderzenie w głowę, tuż nad samym uchem. Upadła ogłuszona jak długa, czuła mokrą i zimną ziemię wdzierającą się do jej ust, miała dziwny smak, drobne kamyki wciskały jej się w policzek. Czuła jego ciężar na sobie, przygniatał ją z całej siły, jak dobrze znała ten dotyk. Deszcz nie przestawał padać, mokre włosy przykleiły się jej do twarzy, z każdą chwilą zapadała się w mrok coraz bardziej. Lubiła czytać i to nawet bardzo, to był jej świat , z którym wciąż się zmierzała. Co książka to inny bohater, inny przyjaciel, któremu pozwalała żyć tylko w swojej głowie. Dużo czasu spędzała w bibliotekach, zaszywając się w nich, myszkując, szukając nowych lektur do czytania. Dobrze się tam czuła ukryta między wysokimy regałami pokrytymi mnóstwem książek, uwielbiała ten zapach kurzu i starego papieru. Czerpała z tego niezwykłą przyjemność niemal, że intymną, kiedy tam kucała w ciemności przewracają kartki, nikt jej nie mówił, że jest nieudacznikiem, że nic nie potrafi, ani pijany, bełkocący ojciec, ani nikt. Dorastała w takim świecie, czasami kiedy pogoda pozwalała ukrywała się na łące nad małą rzeczką. Schodziło się do niej z górki przez mostek, ale zanim można było się tam dostać należało przedzierać się przez wysokie trawska, dlatego teren ten był tak dobrze ukryty. Uwielbiała to, przedzieranie się przez wysoką trawę, przypominało jej to dziecięce zabawy. Od drugiej strony łąkę od miasta odcinała rzeczka pełna zielska, korzeni, płynajacych konarów drzew. Ryb w niej nie było. Za rzeczką ciągnął się jeszcze spory pas łąki i stare domy, potem dopiero była ulica. Czuła się tam bezpiecznie, nie było tam ani spacerujących ludzi z psami, ani biegających dzieci, ani drobnych pijaczków spędzających czas na piciu wina. Była tylko ona i jej bohaterzy. Kładła się na wielkim zwalonym pniu drzewa , które tkwiło tam od dawna, jakby ktoś o nim zapomniał, drzewo miało gładką powierzchnię , od góry nie było porośnięte mchem więc przytulona do niego spedzała czas na czytaniu. Z czasem łąkę tą porosły chaszcze i trudno było się do niej dostać. Z czasem po prostu zapomniała, o swoich przyjacielach, drzewie, odkrytym niebie i łące. I wszystko uległo zmianie. Obserwował ją z ukrycia między potężnymi regałami z książkami. Jak on nie lubił takich miejs, znalazł się tutaj zupełnie przypadkowo po prostu zobaczył ją na ulicy, wydała mu się taka zagubiona, inna od kobiet, które do tej pory spotykał i po prostu poszedł za nią. Stała oparta o regał, niska, drobna, ciemne włosy średniej długości, zaczesane za uszy, gładka grzywka. Nie było w niej nic ciekawego, zwykła szara myszka, ale kiedy uniosła spojrzenie, zmroziło go. Nigdy nie widział tak interesującej twarzy. Nie, nie pięknej, tylko interesującej, zupełnie jakby los wyrył w niej uległość wobec całego świata, zagubienie, samotność i to marzycielskie spojrzenie. Było w niej coś takiego, kiedy spojrzała na niego zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, bo przecież nie wiedziała, że jest obserwowana, przeniósł się wtedy w inny świat. A może to sprawił jej makijaż, ciemne kreski wokół oczu, na górnej powiece też . Ach, te oczy ! I te długie, sarnie rzęsy. Od dawna poszukiwał takiej kobiety, z całą pewnością musiał dowiedzieć się kim jest. Musiał dowiedzieć się o niej wszystkiego. Wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, gdzie mieszka, pracuje, w jakim sklepiku robił zakupy, z kim spędza czas, mężczyżni. No właśnie, mężczyżni i poczuł mocne ukłucie, nie był w stanie znieść tej myśli, że może ona należeć do kogoś innego. Nie, nie, faceci nie lubią takich szarych myszek, błądzących gdzieś w chmurach, takich uległych, no chyba, że w łóżku. Już on się nią zajmie. Już on ją uszczęśliwi. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę pomiędzy regałami , specjalnie wysunął z półki kilka książek by ją widzieć. Stała taka skupiona z tym swoim nieziemskim spokojem na twarzy, co jakiś czas wertowała kartki. Książka była stara, brudna i miała zniszczoną okładkę. Widocznie jej to nie przeszkadzało. Czytała fragmenty co jakiś czas delikatnie śliniąc wskazujący palec, przekładała strony. Ten moment kiedy muskała palec, myślał potem o nim przez cały czas, bo gdyby tylko byłaby z nim pozwoliłby jej czytać całymi dniami, mógłby wtedy wpatrywać się w nią do bólu, w ten jej palec błądzący na ustach. Dłoń, która co jakiś czas poprawiałaby kosmyki włosów, mocno zaczesując je za ucho. Nieświadomie w zaczytaniu patrzyłby jak dotyka szyji, poprawia dekold, a potem podkurcza nogi, gładzi stopy, palce rozgerzewając je. Są zmarznięte. Potem kochałby się z nią tam na podłodze, pod tym zakurzonym kaloryferem, w końcu książka poszłaby i tak na bok, rzucona gdzieś w kąt. Jego świat mógłby zatrzymać się na chwilę, uspokoić, a ona nawet mogłaby sobie myśleć o tych swoich żałosnych bohaterach, podróżnikach, rycerzach, kochankach, biznesmenach, ułożonych nauczycielach, przewidywalnych urzędnikach, romantycznych ogrodnikach, klaunach ! To nie miałoby wówczas i tak żadnego znaczenia, dopóki byłaby z nim, aż do tego momentu kiedy nie nasyciłby się nią. Jej ciałem i dotykiem. Umysłem. Tak, zapragnął znać każdą jej myśl, wyssać z niej każdy oddech i każdy orgazm. Poznać jej sny, pogrążyć ją. Koniecznie musiałaby być jemu uległa., on zrobi wszystko by tak było. Yhyh...- tuż obok usłyszał ciche chrząknięcie,bibliotekarka uparcie wpatrywała się w niego. W czymś Panu pomóc ? Szuka Pan czegoś, jakaś szczególna pozycja? Mamy spory wybór. O tak, - pomyślał kpiąco. Głupie, stare babsko, musiała tu przyleżć. Nie, nie. Już mam ! - powiedział niemal z entuzjazmem chwytając pierwszą lepszą książkę . Na książce był tytuł "Poezje" Rainer Maria Rilke, spojrzał na tytuł i poczuł się niepewnie. Znakomity wybór - usłyszał. Starsza kobieta oddaliła się w głąb biblioteki. - Poczekaj ! - Jagoda właśnie wychodziła z biblioteki, kiedy usłyszała za sobą wołanie. Nie była pewna czy to do niej czy do kogoś innego, na chwilę przystanęła odwracając głowę, skąd dochodziło wołanie. Była zła, zbyt dużo czasu spędziła w tym miejscu. Była już spóżniona. Tak, do Pani mówię. To chyba należy do...do ciebie - powiedział i niepewnym ruchem podał jej zwiniętą kartkę. Twarz jego wyrażała zakłopotanie, drugą ręką dotknął swoją głowę, tak jakby próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji - Leżała w książce. Pomyślałem, że to może coś ważnego. Rozwineła złożoną kartkę, poznała swój charakter pisma. Tak, to moje – powiedziała, siłując się na uśmiech, spojrzała na niego. Mężczyzna był wysoki, mocno opalony i zbudowany, dosyć przystojny, ale zupełnie nie pasował do tego miejsca.Co on tu robi ? Widzi go pierwszy raz. Andrzej jestem - powiedział i podał jej wesoło dłoń, tak długo na to czekał, na dotyk jej dłoni. Spojrzała na nią niepewnie i tylko rzuciła przez ramię. Miło mi, ale muszę już iść, jestem bardzo spózniona. Poczekaj. Porozmawiajmy ! Nie mogę ... Spotkamy się jeszcze - powiedział i nie był już pewny, czy to było pytanie czy tylko stwierdzenie. Nie spodziewał się tego, nie ułatwiła mu zadania zupełnie, jakby przeczuwała jego intencje. A może była zimną rybą ? Wątpię ! Bezczelna. I odważna. Jak mogła mu tak powiedzieć ? Jak mogła go zlekceważyć ? Ale już zaczynała mu się podobać coraz bardziej. Może lubiła właśnie takie gierki, najpierw udając nieprzystępną, a potem hulaj dusza piekła nie ma. Już on ją ujarzmi tylko niech znajdzie sposób na nią. Cholera ! - zaklnął w duchu i nagle pożałował, że oddał jej ten zapisany przez nią zwitek, wtedy miałby coś co wcześniej należało do niej, jej mysli zapisane drobnym charakterem pisma. Głupiec ! Spojrzał jeszcze raz za nią, jej drobna sylwetka znikła gdzieś za rogiem. Wróciła do mieszkania, za godzinę musiała być w pracy. Stanęła w przedpokoju ściągając buty, drzwi od pokoju były uchylone i zobaczyła młodą kobietę siedzącą na łóżku, zapinającą stanik. Była od niej starsza może, dwa, góra trzy lata. Spojrzała na ojca pytająco, stał w przy stole i rozlewał do kieliszków resztki alkoholu. Poczuła się podle. Pani już wychodzi - powiedział i przechylił kieliszek do ust. Obydwoje byli pijani. Pieprz się ! - powiedziała Jagoda i poszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko. Nie, nie będzie płakać. Rozmarze Ci się makijaż, myślała, bez sensu jest płakać skoro już dawno powinna była przyzwyczaić się do takich widoków. Nienawidziła tego domu, nienawidziła ojca, tak bardzo chciała się stąd wyrwać, tylko dokąd ? Przypomniał jej się mężczyna z biblioteki. Był dziwny i dziwnie na nią patrzył, tak jakoś jego wzrok przewiercał ją na wylot. Miał zielone oczy, wielkie, fascynujące, magnetyczne, ale był w nich jakiś mrok. Niepokój. Pomyślała, że nigdy nie chciałaby już go spotkać. Nigdy. C.d.n.

Próby ...

Z jej życia zniknął na stałe już kilka lat temu, z jej osobistego komputera nie dawno. Dopiero wczoraj się zorientowała, ze od jakiegoś czasu nie ma go na Face boku i zrobiło jej się naprawdę żal. To jedyne co ją z nim obecnie łączyło, te krótkie informacje , które znajdowała w sieci. Że leci do Polski, że wraca na Wyspy. Czego dziś słucha, jaki ma nastrój. Oglądała zdjęcia. Że zeszłej nocy znów zachlał mordę, o tym wolała nie czytać, ale czytała i zastanawiała się kim teraz jest , czasem po prostu nie dowierzając w jego puste słowa. Mimo to chciała wiedzieć, chciała mieć pewność, że żyje i nic mu nie jest, że te jego balansowanie na granicy kiedyś się skończy. Ten jego ciągły krok od śmierci. Ostro żył. Wciąż chciała, aby był szczęśliwy. Czy tęskniła? Nie, nie tęskniła. Czasem po prostu brakowało jej tego poczucia wolności , które jej dawał, a którego brakuje jej w tym nowym życiu. On po prostu mówił : Rób co chcesz. Rób jak uważasz. Ale nie, nie w tym sensie, ze gówno mnie obchodzi co robisz i czego chcesz w życiu, on po prostu nigdy-nie-bywał - zaborczy. Nigdy! Bo ona mężczyzn, którzy próbowali trzymać ją krótko na smyczy omijała. Już taka była nieokiełznana i tylko on potrafił ją zrozumieć i ugłaskać. Tę jej szarpaninę, kiedy chwytała za aparat i gnała tam gdzie jest niebezpieczeństwo, gdzie ból, ludzkie nieszczęście, wojna i strach w oczach kobiet i dzieci. Wciąż była dobrą reporterką, nawet bardzo. Przymknęła oczy i pomyślała o tych setkach emaili, które do siebie napisali. Jak ciężko czasem było utrzymać taki związek „za wszelką cenę”. Dopiero nie dawno zdała sobie sprawę, że to jej wina, po prostu brakło jej sił i to zakończyła. Krótko, dosadnie, jednym cięciem. Nie kocham Cię już ! Ale to nie była prawda, jej po prostu brakło cierpliwości w tym wszystkim. Bo ile można czekać kiedy znikał i wracał do jej życia ponownie?? Wtedy pragnęła go naprawdę. Życia z nim, nieważne gdzie. Była gotowa na wszystko kiedy uciekała z nim w październiku. Kiedy musiała wracać do swojego życia kilka miesięcy później już nie była taka pełna wiary i optymizmu. Jak to niektórzy mówią życie to nie bajka. Teraz się cieszy, że nikt już o to nie pyta, gdzie zniknęła i z kim. Odpowiadała, że Egipt, że Turcja, przez moment Afganistan potem Rosja. Była w swoim żywiole, jak zawsze, tam gdzie się coś dzieje. Tematów nie brakowało. Setki nowych zdjęć do kolekcji pełne rozpaczy i emocji. Tylko czasem kiedy siedziała w brudnym pokoju hotelowym nadsłuchując skąd odchodzą strzały myślała o tym mieszkaniu na parterze. Pięćdziesiąt cztery metry ich wspólnego raju. Dwa pokoje bez mebli i zasłon, tylko gruby materac, mały przenośny telewizor i kosz na ubrania. Łazienka z małą wanną, kuchnia bez lodówki. Była zima, żywność chowała za oknem. To nic, najważniejsze, że wreszcie mogli być razem. Mogli zasypiać razem, tylko to się liczyło, ucho przy uchu słuchając jak przez cienką ścianę sąsiad brzdąka cicho na gitarze. Czasem ktoś ten koncert przerywał głośno waląc w rury. Echo wtedy niosło w całym pionie, a oni śmiali się do rozpuku. Czasem czytali razem leżąc pod kocem na materacu. Czasem po prostu pakował ją w starego fiata uno i jechali na poszukiwania skarbów, brali stary wykrywacz, który kiedy kupił od znajomego i łazili godzinami po polach i lasach. Na trzydzieste urodziny kupił jej nie najnowsze perfumy Natalii Portman lub Salmy Hayek, ale starą lampę na biurko. Żeby mogła pisać, także w nocy. Kochała stare rzeczy. Rano jak już wychodził, jeszcze taką zaspaną zawsze całował w brzuch, tak na dzień dobry i długo tulił na progu. Biegła potem przez całe mieszkanie, żeby jeszcze zobaczyć go z okna, jak odjeżdża. Kiedyś po prostu nie wrócił o stałej porze, ani w nocy ani na drugi dzień. A ona szalała z niepokoju, obdzwoniła wszystkie szpitale i posterunki policji w okolicy. Potem przysłał właścicielkę mieszkania, która skrupulatnie liczyła wszystkie klosze w mieszkaniu, stan licznika i opłaty do uregulowania za ostatni miesiąc. Jej świat się zawalił. Umowa najmu kończyła się i musiała się wynieść , właścicielka dała jej trzy dni. Trzy. Przez pierwsze dwa na zmianę przeleżała na podłodze pod kaloryferem , na podłodze pod oknem. Materac. Jak pies czekając na swojego pana. Trzeciego dnia posprzątała mieszkanie, umyła podłogi, zrobiła makijaż i wyszła zamykając za sobą drzwi. Klucze wrzuciła do skrzynki na listy tak jak obiecała. Tylko wychodząc przed blokiem nie zauważyła, ze jego samochód wciąż tam stał na parkingu przy drugiej klatce. To dopiero był smutny widok. Nie takiego życia sobie z nim wyobrażała. Najgorsze w tym wszystkim było to, że znów zaufała i dała się ponieść emocjom. Zakochała się , ale to nie było prawdziwe jej życie. Teraz dopiero po latach w końcu poczuła, że znalazła swoje miejsce na ziemi. Czasem tylko wydaje jej się, że udało jej się zapomnieć o wszystkim, a czasem wciąż go czuje między swoimi udami. Na plecach, jego dłonie znów we włosach. Tylko wtedy jej poduszka jest mokra od łez.

poniedziałek, 3 listopada 2014

"Schronienie"

Już taka była jak rozpędzony pociąg nad przepaścią i ciężko było ją zatrzymać przy sobie na chwile. Albo na zawsze. O tym nie mogło być nawet mowy, ona nie chciała już nigdy więcej do nikogo należeć. Ani jej ciało, ani umysł, ani dusza. Wiedziała, ze to nie jest dobre ani dla niej samej ani dla mężczyzn, którzy próbowali zatrzymać ją przy sobie, przecież lata lecą , czas nie ma dla nikogo litości i dla niej także, zbliżała się powoli do czterdziestki i warto byłoby pomyśleć o czymś na stale. O kimś, może nawet o dzieciach, ale ona ze wstrętem odpychała ta myśl od siebie jak natrętną muchę. Czuła, ze nie nadawałaby się na matkę. W przypływie uczuć , w chwilach słabości, czasami udawało jej się wrócić myślami do dzieciństwa. Były takie miejsca dokąd była zabierana przez babcię, tylko ona ją rozumiała albo i nie, bo kiedy zaczęła dorastać wszystko się zmieniło i jej samotność coraz bardziej zataczała krąg wokół jej osoby. Ale ona miała swoje książki, to były jej dzieci. Miała te swoje słowa, które żyły w niej od zawsze, które były niczym plew, chwast , ciężar a jednocześnie błogosławieństwo, koiły jej dusze, sprawiały, ze czuła się jeszcze potrzebna. Umiała pisać. Umiała tez słuchać ludzkich historii, by potem przelewać to wszystko na papier. Wstała prostując nogi poprawiła krotką spodniczkę i podeszła do okna. W przedziale pociągu paliło się słabe światło. Była sama. Oparła głowę o brudną szybę. Stuk – stuk- stuk –stuk… pociąg mknął , poczuła ten bieg, ta siłę, przymknęła oczy, wspomnienie tamtego dnia ożyło w niej traumatycznie. Był wieczór , październik, wracała ze swoich reportaży zbierała materiał do kolejnej pracy zazwyczaj interesowali ja zwykli ludzie, klasa robotnicza. Już z daleka dostrzegła mocne światła neonów i lamp dworcowych, kierowała się ulicą Suchą na przeciw wejścia tylnego, od południa po przeciwnej stronie peronów. Dworzec ten miał tylko pięć peronów, cztery podwójne i piąty pojedynczy z jednym torem. Z peronów tych zawsze prowadziły dwa wyjścia. Jedno w kierunku tunelu łączącego ulicę Suchą z Piłsudskiego, gdzie często można się było natknąć na miejscowych narkomanów i tunel główny, który prowadził do głównego budynku i hollu dworcowego. Peron piąty wieczorami często był opuszczony i mało kręciło się na nim podróżnych. Jeśli szukała samotności to tylko tam. Tam siadywała na zielonej ławce, noga na nogę, w ciszy i w skupieniu paliła papierosy. Tam tez marzyła a może tylko próbowała marzyc. Bo czym były te jej male marzenia jak nie małymi tęsknotami, ona nie pragnęła rzeczy wielkich, ona poszukiwała rzeczy małych. Uczyła się cieszyć drobiazgami. Zdarzało się też, że ukrywała się na trzecim peronie, gdzie Wajda odsłonił w 1997 roku tablicę pamiątkową. Niewiele ludzi wiedziało, że na trzecim peronie 8 stycznia 1967 roku wracający z planu zdjęciowego Zbigniew Cybulski usiłował wskoczyć do ruszającego pociągu, skok ten mu się nie udał i aktor zginął pod kołami. Ona kiedyś też próbowała tak skoczyć, jej się udało, bo została do niego po prostu wciągnięta przez innego pasażera, a pociąg z piskiem wtedy zatrzymał się. Wszyscy podróżni przez okna wychylali głowy i przez wszystkie wagony jak błyskawica w panice przeszedł szmer :"Co się stało ? Czemu stoimy ?". Ktoś potem powiedział, że jakaś młoda kobieta próbowała popełnić samobójstwo, ale przecież nie zupełnie tak było . Ona po prostu spóźniła się na pociąg. W ślad za nią ruszyli sokiści, ukryła się w toalecie siedząc na obskurnej desce klozetowej z przymkniętymi powiekami liczyła stacje. Stuk- stuk, stuk- stuk stuk-stuk. Pociąg jechał . Ile była w stanie tak ujechać ? Wysiadła na piątej. Usłyszała hałas rozsuwanych drzwi, ktoś wszedł do przedziału, otworzyła oczy i odwróciła głowę. Wolne ? - usłyszała. -Tak, tak – proszę. Był młody, przystojny z delikatnymi rysami twarzy i trzydniowym zarostem. Właśnie takim jak lubi. Ciemne dłuższe włosy opadające na twarz i szare oczy. Ciekawa kompozycja pomyślała. Przyglądając się jemu poczuła tęsknotę, zbyt długo była już sama. Ile to już minęło od ostatniego rozstania ? Ona już nigdy nie będzie w stanie nikomu zaufać. Nigdy. Janek był miłością jej życia. Marzec 2007 rok, zadzwonił po godzinie 23.00. Tamtego wieczora to była ostatnia ich rozmowa telefoniczna. Jakieś pol roku wcześniej napisał w emailu : „Zadzwoń kiedyś to pogadamy, nie ma o czym prawda?”. Lubił ironizować. Lubił jej dokuczać , był bardzo pamiętliwy, ale znal ja jak nikt, znal ja bardzo dobrze, z tonu jej głosu potrafił wyczuwać jej nastroje. Znal jej słabości, wiedział co czuje, o czym marzy, jaka jest. Przecież musiał wiedzieć. Musiał, a jednak nie potrafił z nią być . To bolało. Myślała, ze będą razem. Już na zawsze. Żeby on wiedział co wówczas czuła. Była jak w letargu, pogrążona w drzemce, jak w jakimś urojonym przez samą siebie świecie, pełnym ideałów. Mały domek na wsi, z którego okna na pierwszym piętrze przy bezchmurnym niebie, widać taflę jeziora. Naprzeciw domku, po drogiej stronie ulicy, kościelna szesnastowieczna wieża z czerwonej cegły. Przed domkiem schodki i płot. Przy płocie rosną słoneczniki, pachnie maciejka, a do jeziora jest dwadzieścia minut drogi piechotą. Jeszcze będąc dzieckiem wyrysowała sobie taki obraz na kartce, a potem wyryła w swojej głowie. To była jego wina, niepotrzebnie rozbudzał w niej te marzenia. Tamtego wieczora płakał. Na początku nie mogła się zorientować co mówi. Jeden bełkot. Tylko zrozumiała, że zaraz przyjedzie po niego policja, że zrobił coś strasznego, do dziś nie wiedziała co. Potem się zorientowała, że jest kompletnie pijany i wściekła się. Dzwonił jeszcze kilkakrotnie tamtej nocy. Nie odbierała. W przedostatnim emailu, nazywała go „oczyszczającym”, przepraszał ja , za swoje zachowanie. Jak napisał po rozstaniu z nią , rzucił się w wir zabaw, koncertów, towarzystwo kolegów. Zawalił kilka spraw związanych z ojcem i skasował kilka aut. Jak to określił dosiągł dna. Pamiętała, ze wcześniej jak powiedział, że nie wierzy…., że to nie ona…. - Ty, nie jesteś zdolna do czegoś takiego. Byłem ciebie pewien jak nikogo innego. To było zanim mu powiedziała, że chce się zacząć spotykać z innymi, że ma dość czekania. Trzy lata! Ze tylko obiecuje i tylko na obietnicach się kończy ! Ze tyle czasu go już nie widziała, że nawet zapomniała już jak wygląda. Miała nadzieje, że zrozumie. Nie zrozumiał. - Dałaś mi strzała!- to było jego ulubione określenie. Ona tego nie planowała. Ona po prostu pozwoliła jemu się tylko obudzić. Jemu i sobie, z tego letargu. Miała dość jego ciągłego obiecywania, półtora roku się nie widzieli, nic tylko ciągle rozmowy przez telefon, a ona po prostu chciała się z nim widywać, chciała z nim żyć. Chciała tkwić przy nim, założyć rodzinę, zostawiając go chciała zmusić go do działania, żeby zrozumiał ile ona dla niego znaczy, ale skutek był odwrotny. Pokłócili się i to bardzo. Rozstanie było bolesne. Wtedy zrozumiała, ze nie ma szczęścia w miłości i postanowiła być sama. Teraz nie potrafiła inaczej o nim myśleć jak bezosobowo. Nie wiedziała czemu, wymawianie jego imienia nawet w myślach sprawia jej ból. Drugi kwietnia. Jego urodziny. Zostawiła mu krótką wiadomość na poczcie z życzeniami, nie będąc pewna czy przeczyta, przecież nie mieli z sobą kontaktu od maja ubiegłego roku. Napisał- podziękował za pamięć i w ogóle. Napisał też, czy może mu dać numer telefonu, bo chciałby jej tyle opowiedzieć, a ma problem z pisaniem. Zawsze tak mówił: ” Chciałbym ci tyle opowiedzieć”. Zawsze ja tym rozczulał. Zadzwonił na drugi dzień, była akurat w pracy. Z początku nie poznała go po głosie. -Kto mówi? - No jak kto? Janek … Paula mu zalała laptopa, dlatego ma problem z pisaniem. Na początku nie zrozumiała, przecież córka jego ma na imię Zuzanna. I dowiedziała się, że Paulina to ta „obiektywna” z teraźniejszego związku. Że teraz mieszka gdzieś tam na „G”, nawet nie pamiętała nazwy, potem, że wyjeżdża do Meksyku, do Michała do Ameryki, Nowej Zelandii, bo przecież kiedyś tak sobie wymarzył. Ale zapomniał, że o tym kiedyś marzyli razem. I do Kenii. Że spełnia swoje marzenia i otwiera sklep z antykami. Że dobrze zarabia i w ogóle wszystko super. Imprezy i koledzy. A najbardziej zabolała ja ona. Paulina. -Bo wiesz, to jest taki związek, w którym ciągle się kłócimy, o wszystko- opowiadał-A jak tam ci się ułożyło ?-zapytał. Nie odpowiedziała. - Ale nie masz do mnie żalu? –zapytał. Nie! Nie! Nie mam ! To nic, że zabrano mi trzy lata…to nic; Wszystko przecież można przeżyć. Po jego telefonie dwa dni chodziła jak w rozsypce. To nieprawda, miała żal i to jeszcze jaki ! A największy do siebie, jak mogła być tak naiwna ??? No jak ? Potem stanęła twardo na nogi skupiając się tylko na pracy, wyrzucając ze swojego umysłu wszystkie za i przeciw, wszystkie wspomnienia, obietnice, porażki. Lepiej być samej – myślała, tak jest bezpieczniej. - Pani płacze ? – usłyszała glos mężczyzny z przedziału. Wszystko dobrze ? - Tak. Tak. Przepraszam. To nic, coś musiało wpaść mi do oka, jak otwierałam okno - wyrzucając z siebie słowa chaotycznie. Czuła, ze on się jej przygląda. Był młodszy, to pewne. Ile ? Góra siedem, osiem lat. To tyle samo co jej matka jest starsza od jej ojca. Uśmiechnęła się do niego. - Pan daleko ? – zagadnęła. - Tak do Warszawy. I opowiedział jej, ze pochodzi z malej wioski z okolic Wrocławia, ale tam w Warszawie ma teraz drugie Zycie. Inne, niekoniecznie lepsze, bo przecież ciągle siedzi na walizkach, ale z pewnością inne. Ze jest artystą, garncarzem czy z kimś takim. Ze robi to co kocha, o czym zawsze marzył i ma swój warsztat, ale pracuje w rożnych miejscach Polski . O garncarstwie wiedziała nie wiele wiec zaczęła pytać. I z fascynacja opowiadał o glinie, jaka powinna być, aby osiągnąć taki stan by nadawała się do obróbki. O kole garncarskim, o wypalaniu w piecu, o temperaturze, farbach i zdobieniach. O zaletach i ile mu daje fascynacji rzemiosło, które wykonuje. Z wdzięcznością słuchała jak oczarowana. -Wie pan co ? Mam pomysł, opowiada pan tak fascynująco, jestem redaktorem, zgodzi się pan na wywiad ? Zgodzi, prawda ? – zapytała głęboko patrząc w oczy. Musi się pan zgodzić. Kiedy będzie pan w okolicach Wrocławia proszę do mnie napisać. Szybkim ruchem wzięła jego dłoń i na jego nadgarstku zapisała swój adres email. julia.bodziuk@ wp.pl. wszystkie litery z malej, proszę pamiętać o mnie. Ja już musze wysiadać, to fascynujące o czym pan opowiadał, naprawdę …. Pociąg powoli wtaczał się na peron. Ostatni uścisk dłoni. Uśmiech i pobiegła przed siebie. Poczuła, ze Zycie jest nieprzewidywalne, ze nie warto rozdrapywać ran i pielęgnować w sobie bólu do upadłego, ze i tak zbyt dużo straciła czasu na cierpienie nie potrafiąc się Cieszyc z tego co ma. Że ma jeszcze swoją pasję, skończy pisać książkę i zacznie pisać następna, ze może kupi sobie aparat, bo zawsze chciała robić zdjęcia. I że wyjedzie do Nowej Zelandii . Sama. Bez niego bo przecież jest już pogodzona sama z sobą, z samotnością i z bólem, to nic, ze w domu czeka na nią tylko złota rybka i stos poczty elektronicznej, ze ona i tak odnajdzie swoją drogę i będzie szczęśliwa. Ze tylko to się teraz liczy. Sama zaplanuje kupno domu, będzie mieć mały ogródek , będzie grzebać się w ziemi. Wreszcie zrozumiała, ze sama może sobie dać to poczucie bezpieczeństwa o jakim wciąż marzyła. Poczuła taki entuzjazm, wielka sile, od dawna tak się nie czuła. Za Pol roku przypadały jej trzydzieste szóste urodziny. Na Face bok dostała dziwną wiadomość od nieznanego nadawcy Jack. C. Kasprzyk. Zrobiło jej się gorąco na sama myśl, ze to mógłby być on. Janek … W liście nie od razu ją przepraszał za wszystko, ale najpierw delikatnie złożył życzenia i prosił ją o kontakt. Potem dowiedziała się, ze Paula zostawiła go trzy miesiące temu, ze teraz jest sam, ze cierpi i że jest w strasznym dołku. I ze próbuje odnowić stare znajomości, ze popadł w tarapaty. Błagał ja o kontakt zostawiając swój numer telefonu. Zamyśliła się jeszcze chwilę kilka razy czytając wiadomość. Nie cieszyła się z tego, raczej zasmuciło ja to. Jak to mówiła jej babcia :”Ze wszystko trzeba przeżyć”. Najechała myszką. „ Usuń wiadomość”, po chwili przeczytała „Wiadomość została usunięta”. Spojrzała w prawy kąt pokoju na leżące tam walizki, pakunki, kartony i torby, ona już zdążyła przewartościować swoje Zycie i odciąć się od przeszłości, czekania na cud, wybrała inne życie. Jutro wyjeżdża do Warszawy na kilka dni , na razie w odwiedziny, najpierw krotki wywiad i warsztaty fotograficzne, spędzonych razem kilka wieczorów, spacer po Łazienkach, a potem się zobaczy. W okolicach Giżycka nad samym jeziorem kupiła dom, za tydzień zaczyna go remontować. Za kilka miesięcy się do niego wprowadzi, posieje maciejkę, która będzie wdychać wieczorami, może nawet nauczy się łowić ryby. Już z utęsknieniem czekała na te wieczory.

Wstęp...

Witaj.Przymruż oczy i zatrzymaj się na chwilę. Czasem warto oderwać się od myślenia, co za chwilę musisz zrobić, a czego nie musisz, o czym znów zapomniałaś. Telefon znów dzwoni ? Wyłącz go i pozwól się porwać do świata pełnego słów, obrazów, dźwięków, kadrów, emocji. Jestem tu :) Ghia