Miejsce przeżyć...

Miejsce przeżyć...

niedziela, 30 listopada 2014

"Wróć do domu " I fragment

"Wróć do domu" fragment/ fotografia - Jeanloup Sieff Chciała spojrzeć na godzinę, na swoim telefonie komórkowym, ale wrzuciła go, do którejś z bocznych kieszeni swojej torby. Zaczęła go nerwowo szukać, bo pomyślała sobie, że gdyby był tutaj zasięg to może zdołałaby połączyć się z Górskim Pogotowiem Ratunkowym, z kimkolwiek kto mógłby jej pomóc w tej beznadziejnej sytuacji. Wciąż nerwowo szukała telefonu. Miała mocno zmarzniete dłonie. Jest ! Ale sznurek, na którym był on zawieszony zaczepił się o zamek, zaczeła go nerwowo szarpać. Szlak ! Sztywne palce utrudniały każdy ruch, poczuła się słabo i ciemne kółka pojawiły się jej przed oczami, odetchnęła głęboko próbując wziąść się w garść. Chciała odgonić te dziwne plamy przed oczami, tak jak odgania się muchę lub komara. Czy miała mroczki, a może jej się tylko tak wydawało ? Machneła ręką tuż przed twarzą, coś było nie tak. Deszcz padał już coraz bardziej, czuła go na swojej twarzy, plecach, mokre palce przesuwały się po zamku próbując uwolnić bawełniany sznurek. Żałowała, że nie ma kapoka, foliowego płaszcza, który ochroniłby ją przez moknięciem. Plecak zrobił się zbyt ciężki , a właściwie to od jakiegoś czasu jakby go już nie czuła. Nie czuła już tego zimna, czuła i nie czuła, trudno było powiedzieć, zaczynało jej być wszystko jedno. Robiła się senna i bardzo mocno zmęczona. Przechyliła do przodu głowę, stopy ślizgały się po mokrych deskach, torba opadła na pomost, tuż koło jej stóp, obezwładniający ciężar plecaka przygniatał ją do przodu i szybko straciła równowagę. Poczuła nieznośny ból w okolicy skroni i smak krwi na ustach i dziwnie śliskie zimno desek na swoim policzku. Ucisk i ból twarzy był nie dozniesienia. Poczuła, że znów zapada się w mrok, tak jak wtedy tamtego dnia. Deszcz rozpadał się na dobre. Obrazy przesuwały się w jej głowie. Jeden za drugim. Sekunda po sekudzie. Klatka po klatce. Czy tak się właśnie umiera ? Właśnie zbiegała z górki z grupą dzieciaków z podwórka , w ręku trzymała żeton. Karuzela łańcuchowa, do której biegli była prawie pusta, ale i tak pędzili jak zwariowani. Na łeb i na szyję ! Kto pierwszy ten lepszy ! Wbiegła na wąskie, drewniane schodki, jeszcze tylko kilka kroków i będzie na krzesełku. Jak zwykle dobierali się w pary skręcając z sobą wszystkie łańcuchy, czekali w napięciu, aż karuzela ruszy. Była tak podeskscytowana, że nie poczuła pierwszych kropli deszczu. Karuzela unosiła się powoli, zaczeli wspinać się w górę. I wyżej, coraz wyżej. Świat z góry wydał sie taki mały, można go było chwycić jedną ręką i zrobić z nim co się chce. Ludzie, ludziki nie stali w miejscu, ale kręcili się wokół własnej osi , piękny świat wirował wokół niej. Deszcz padał coraz mocniej, maleńkie krople jak igły przeszywały jej chude ciało, to był dziwny ból. Nagle niebo zrobiło się ciemne, karuzela nie przestawała się kręcić. Zamknęła oczy, ogarnął ją mroczny sen. W korytarzu było ciemno, ale znała go na pamięć, dotknęła ręką zimnej ściany i poszukała kontaktu, po chwili ciemny korytarz oświetliła wisząca pod sufitem goła żarówka. Pomyślała, że może zamówi taksówkę, zbierało się na deszcz, więc sięgła do kieszeni po telefon komórkowy. Poczuła ogromny niepokój i strach , znała to miejsce na pamięć, ale teraz ten korytarz wydawał jej się dziwnie obcy. Niepewnie weszła na półpiętro, nogi zrobiły jej się jak z waty, nerwowo oblizała językiem wargę, znów zaschło jej w ustach. No dalej, do przodu. Idż ! Podeszła niepewnie do drzwi, były otwarte na całą szerokość. Nie możesz pokazać mu, że się go boisz. Nie możesz ! Próbowała podtrzymać się na duchu, zadzwoniła dzwonkiem. Chore, przecież to jest twoje mieszkanie, twój rodzinny dom, a ty dzwonisz dzwonkiem ! Jesteś żałosna, ganiła się w duchu. Wyszedł na korytarz, przedpokój łączący kuchnię i ten duży pokój, który był kiedyś ich . Mężczyzna był bardzo wysoki i mocno zbudowany, jasne włosy, miał orli nos, na jego twarzy rysowało się napięcie. Znała go już na tyle dobrze, że wiedziała, że za chwilę może wybuchnąć, a wtedy nic tu po niej. Wiedziała, że musi się jak najszybciej stąd wynieść. Andrzej nerwowo rzucił jej pod stopy szarą , szmacianą torbę. Zabieraj szmato swoje łachy ! - powiedział. Za torbą w jej kierunku powedrowały spódnice, bluzki, rajstopy, książki, stare zdjęcia, kilka par butów, płaszcz, jesienna kurtka, korale i bransoletki, płyty w kolorowych pudełkach. Nie chcemy ciebie tutaj ! - syczał. Ona zbierała na kolanach nerwowo swoje rzeczy pakując je niezgrabnie do torby. Szmata ! Szmata ! Zacisnęła usta, nie nie może się rozpłakać. Nie, nie w tej chwili, przecież nie może pokazać jemu swojej słabości, mimo to jednak wyrzuciła z siebie. Gdzie Michaś ? Nie ma ! Gdzie Michaś ? Czemu go nie słychać ? Pokaż mi go .... Zabieraj łachy i wont ! Proszę... chcę zobaczyć moje dziecko.... Nigdy już go nie zobaczysz ! Rozumiesz ?? Nigdy !!! - zaczynał zbliżać się do niej, wiedziała co to może oznaczać, chwyciła szybko torbę wycofując się z mieszkania zaczeła zbigać po schodach. Na dworze było już ciemno, rozejrzała się dookoła. Gdzie ta cholerna taksówka ? Nagle za plecami usłyszała jego kroki. Dokąd to ? Dokąd idziesz ? - zapytał. - Nie twój interes. Jasne, dziecko też cię nie interesuje, pożałujesz jeszcze tego. Zobaczysz !- poczuła z tyłu mocne szarpnięcie, próbował wyrwać jej z ręki torbę. Przestań ! - krzyknęła, wciąż nerwowo rozglądając się za taksówką. Przecież powinna już tu być. Co ? Kochanek ci uciekł ? Nie ma go ?? - wciąż z niej kpił. Nie twoja sprawa - nagle poczuła mocne uderzenie w głowę, tuż nad samym uchem. Upadła ogłuszona jak długa, czuła mokrą i zimną ziemię wdzierającą się do jej ust, miała dziwny smak, drobne kamyki wciskały jej się w policzek. Czuła jego ciężar na sobie, przygniatał ją z całej siły, jak dobrze znała ten dotyk. Deszcz nie przestawał padać, mokre włosy przykleiły się jej do twarzy, z każdą chwilą zapadała się w mrok coraz bardziej. Lubiła czytać i to nawet bardzo, to był jej świat , z którym wciąż się zmierzała. Co książka to inny bohater, inny przyjaciel, któremu pozwalała żyć tylko w swojej głowie. Dużo czasu spędzała w bibliotekach, zaszywając się w nich, myszkując, szukając nowych lektur do czytania. Dobrze się tam czuła ukryta między wysokimy regałami pokrytymi mnóstwem książek, uwielbiała ten zapach kurzu i starego papieru. Czerpała z tego niezwykłą przyjemność niemal, że intymną, kiedy tam kucała w ciemności przewracają kartki, nikt jej nie mówił, że jest nieudacznikiem, że nic nie potrafi, ani pijany, bełkocący ojciec, ani nikt. Dorastała w takim świecie, czasami kiedy pogoda pozwalała ukrywała się na łące nad małą rzeczką. Schodziło się do niej z górki przez mostek, ale zanim można było się tam dostać należało przedzierać się przez wysokie trawska, dlatego teren ten był tak dobrze ukryty. Uwielbiała to, przedzieranie się przez wysoką trawę, przypominało jej to dziecięce zabawy. Od drugiej strony łąkę od miasta odcinała rzeczka pełna zielska, korzeni, płynajacych konarów drzew. Ryb w niej nie było. Za rzeczką ciągnął się jeszcze spory pas łąki i stare domy, potem dopiero była ulica. Czuła się tam bezpiecznie, nie było tam ani spacerujących ludzi z psami, ani biegających dzieci, ani drobnych pijaczków spędzających czas na piciu wina. Była tylko ona i jej bohaterzy. Kładła się na wielkim zwalonym pniu drzewa , które tkwiło tam od dawna, jakby ktoś o nim zapomniał, drzewo miało gładką powierzchnię , od góry nie było porośnięte mchem więc przytulona do niego spedzała czas na czytaniu. Z czasem łąkę tą porosły chaszcze i trudno było się do niej dostać. Z czasem po prostu zapomniała, o swoich przyjacielach, drzewie, odkrytym niebie i łące. I wszystko uległo zmianie. Obserwował ją z ukrycia między potężnymi regałami z książkami. Jak on nie lubił takich miejs, znalazł się tutaj zupełnie przypadkowo po prostu zobaczył ją na ulicy, wydała mu się taka zagubiona, inna od kobiet, które do tej pory spotykał i po prostu poszedł za nią. Stała oparta o regał, niska, drobna, ciemne włosy średniej długości, zaczesane za uszy, gładka grzywka. Nie było w niej nic ciekawego, zwykła szara myszka, ale kiedy uniosła spojrzenie, zmroziło go. Nigdy nie widział tak interesującej twarzy. Nie, nie pięknej, tylko interesującej, zupełnie jakby los wyrył w niej uległość wobec całego świata, zagubienie, samotność i to marzycielskie spojrzenie. Było w niej coś takiego, kiedy spojrzała na niego zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy, bo przecież nie wiedziała, że jest obserwowana, przeniósł się wtedy w inny świat. A może to sprawił jej makijaż, ciemne kreski wokół oczu, na górnej powiece też . Ach, te oczy ! I te długie, sarnie rzęsy. Od dawna poszukiwał takiej kobiety, z całą pewnością musiał dowiedzieć się kim jest. Musiał dowiedzieć się o niej wszystkiego. Wszystko z najdrobniejszymi szczegółami, gdzie mieszka, pracuje, w jakim sklepiku robił zakupy, z kim spędza czas, mężczyżni. No właśnie, mężczyżni i poczuł mocne ukłucie, nie był w stanie znieść tej myśli, że może ona należeć do kogoś innego. Nie, nie, faceci nie lubią takich szarych myszek, błądzących gdzieś w chmurach, takich uległych, no chyba, że w łóżku. Już on się nią zajmie. Już on ją uszczęśliwi. Wpatrywał się w nią przez dłuższą chwilę pomiędzy regałami , specjalnie wysunął z półki kilka książek by ją widzieć. Stała taka skupiona z tym swoim nieziemskim spokojem na twarzy, co jakiś czas wertowała kartki. Książka była stara, brudna i miała zniszczoną okładkę. Widocznie jej to nie przeszkadzało. Czytała fragmenty co jakiś czas delikatnie śliniąc wskazujący palec, przekładała strony. Ten moment kiedy muskała palec, myślał potem o nim przez cały czas, bo gdyby tylko byłaby z nim pozwoliłby jej czytać całymi dniami, mógłby wtedy wpatrywać się w nią do bólu, w ten jej palec błądzący na ustach. Dłoń, która co jakiś czas poprawiałaby kosmyki włosów, mocno zaczesując je za ucho. Nieświadomie w zaczytaniu patrzyłby jak dotyka szyji, poprawia dekold, a potem podkurcza nogi, gładzi stopy, palce rozgerzewając je. Są zmarznięte. Potem kochałby się z nią tam na podłodze, pod tym zakurzonym kaloryferem, w końcu książka poszłaby i tak na bok, rzucona gdzieś w kąt. Jego świat mógłby zatrzymać się na chwilę, uspokoić, a ona nawet mogłaby sobie myśleć o tych swoich żałosnych bohaterach, podróżnikach, rycerzach, kochankach, biznesmenach, ułożonych nauczycielach, przewidywalnych urzędnikach, romantycznych ogrodnikach, klaunach ! To nie miałoby wówczas i tak żadnego znaczenia, dopóki byłaby z nim, aż do tego momentu kiedy nie nasyciłby się nią. Jej ciałem i dotykiem. Umysłem. Tak, zapragnął znać każdą jej myśl, wyssać z niej każdy oddech i każdy orgazm. Poznać jej sny, pogrążyć ją. Koniecznie musiałaby być jemu uległa., on zrobi wszystko by tak było. Yhyh...- tuż obok usłyszał ciche chrząknięcie,bibliotekarka uparcie wpatrywała się w niego. W czymś Panu pomóc ? Szuka Pan czegoś, jakaś szczególna pozycja? Mamy spory wybór. O tak, - pomyślał kpiąco. Głupie, stare babsko, musiała tu przyleżć. Nie, nie. Już mam ! - powiedział niemal z entuzjazmem chwytając pierwszą lepszą książkę . Na książce był tytuł "Poezje" Rainer Maria Rilke, spojrzał na tytuł i poczuł się niepewnie. Znakomity wybór - usłyszał. Starsza kobieta oddaliła się w głąb biblioteki. - Poczekaj ! - Jagoda właśnie wychodziła z biblioteki, kiedy usłyszała za sobą wołanie. Nie była pewna czy to do niej czy do kogoś innego, na chwilę przystanęła odwracając głowę, skąd dochodziło wołanie. Była zła, zbyt dużo czasu spędziła w tym miejscu. Była już spóżniona. Tak, do Pani mówię. To chyba należy do...do ciebie - powiedział i niepewnym ruchem podał jej zwiniętą kartkę. Twarz jego wyrażała zakłopotanie, drugą ręką dotknął swoją głowę, tak jakby próbował jakoś wybrnąć z tej sytuacji - Leżała w książce. Pomyślałem, że to może coś ważnego. Rozwineła złożoną kartkę, poznała swój charakter pisma. Tak, to moje – powiedziała, siłując się na uśmiech, spojrzała na niego. Mężczyzna był wysoki, mocno opalony i zbudowany, dosyć przystojny, ale zupełnie nie pasował do tego miejsca.Co on tu robi ? Widzi go pierwszy raz. Andrzej jestem - powiedział i podał jej wesoło dłoń, tak długo na to czekał, na dotyk jej dłoni. Spojrzała na nią niepewnie i tylko rzuciła przez ramię. Miło mi, ale muszę już iść, jestem bardzo spózniona. Poczekaj. Porozmawiajmy ! Nie mogę ... Spotkamy się jeszcze - powiedział i nie był już pewny, czy to było pytanie czy tylko stwierdzenie. Nie spodziewał się tego, nie ułatwiła mu zadania zupełnie, jakby przeczuwała jego intencje. A może była zimną rybą ? Wątpię ! Bezczelna. I odważna. Jak mogła mu tak powiedzieć ? Jak mogła go zlekceważyć ? Ale już zaczynała mu się podobać coraz bardziej. Może lubiła właśnie takie gierki, najpierw udając nieprzystępną, a potem hulaj dusza piekła nie ma. Już on ją ujarzmi tylko niech znajdzie sposób na nią. Cholera ! - zaklnął w duchu i nagle pożałował, że oddał jej ten zapisany przez nią zwitek, wtedy miałby coś co wcześniej należało do niej, jej mysli zapisane drobnym charakterem pisma. Głupiec ! Spojrzał jeszcze raz za nią, jej drobna sylwetka znikła gdzieś za rogiem. Wróciła do mieszkania, za godzinę musiała być w pracy. Stanęła w przedpokoju ściągając buty, drzwi od pokoju były uchylone i zobaczyła młodą kobietę siedzącą na łóżku, zapinającą stanik. Była od niej starsza może, dwa, góra trzy lata. Spojrzała na ojca pytająco, stał w przy stole i rozlewał do kieliszków resztki alkoholu. Poczuła się podle. Pani już wychodzi - powiedział i przechylił kieliszek do ust. Obydwoje byli pijani. Pieprz się ! - powiedziała Jagoda i poszła do swojego pokoju. Rzuciła się na łóżko. Nie, nie będzie płakać. Rozmarze Ci się makijaż, myślała, bez sensu jest płakać skoro już dawno powinna była przyzwyczaić się do takich widoków. Nienawidziła tego domu, nienawidziła ojca, tak bardzo chciała się stąd wyrwać, tylko dokąd ? Przypomniał jej się mężczyna z biblioteki. Był dziwny i dziwnie na nią patrzył, tak jakoś jego wzrok przewiercał ją na wylot. Miał zielone oczy, wielkie, fascynujące, magnetyczne, ale był w nich jakiś mrok. Niepokój. Pomyślała, że nigdy nie chciałaby już go spotkać. Nigdy. C.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw swój ślad ...